Miałam tylko zerknąć na parę zapisków z pamiętnika Jo, ale
wciągnął mnie. Jest w pewnego rodzaju racjonalną opowieścią o tym, co się wydarzyło.
Opowiada tę samą historię, ale z innego punktu widzenia. Peeta jeszcze nic o
tym nie wie i mam nadzieję, że w najbliższym czasie się nie dowie. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić momentu, w którym się dowiaduje. Wiem, że to
co robię jest złe, lecz i tak to robię, nawet teraz, w tej sekundzie.
W dystrykcie 13. jest… inaczej. Na razie pacjentów
można policzyć na palcach jednej ręki. Jednak teraz mam poważniejsze zmartwienie
niż brak pacjentów. Niedawno ogłoszono nam, że Katniss zostanie naszym
Kosogłosem, symbolem rewolucji. Co to ma być za symbol, który jest wiecznie
naćpany prochami? Naprawdę podziwiam ją za wszystko, ale ona nie może odstawić
leków, a jak tego nie zrobi to będzie wyglądała jak morfaliniści. I jak się
wtedy pokaże innym dystryktom? Jak się pokaże Kapitolowi? Zastanawiam się nad jakimś
kompromisem. Nie mam jednak żadnej idei. ŻADNEJ.
Nie umiem dokończyć tego wpisu. Ciężko czyta się coś o sobie, w szczególności kiedy przedstawia cię to w takim świetle. Nie wiedziałam, że mój stan
był aż tak odbierany. Może ludzie tylko udawali, że cieszą się z mojej decyzji o
zostaniu ich Kosogłosem, a tak naprawdę mieli nadzieję, iż na propagitach będę
wyglądać jak człowiek zmotywowany do walki, nie jak ćpun. Kolejny wpis już
mniej mówi o mnie, ale za to mój wzrok przykuwa coś innego.
Cóż… Josh twierdzi, że
pracuję za dużo jak na lekarza asystującego, ale ordynator obiecał, że niedługo
się to zmieni i dostanę własnego pacjenta. Będę lekarzem prowadzącym, a wtedy
innych pacjentów przyjmuje się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Myślę, że moim
pierwszym własnym pacjentem, będzie jakiś żołnierz. Z reguły świeżo upieczonym
lekarzom prowadzącym powierza się proste schorzenia, jak skomplikowane
złamanie, wstrząs mózgu itp. Dość o mnie, ostatnio są puszczane masowo propagity z Katniss. Jestem
dumna z naszego Kosogłosa, jestem jej winna przeprosiny, bo spisuje się świetnie, ale martwi mnie jedno… Peeta.
Nie ukrywam, że ostatnie słowa o mnie dodały mi otuchy, ale
dalsza część przyniosła wiele wspomnień, złych wspomnień.
Kapitol pokazuje
innego Peetę i robią to celowo, mogę się założyć. Zwykli ludzie nie wiedzą, że on jest teraz najprawdopodobniej torturowany, boję się, że zrobią mu zbyt dużą krzywdę, taką, której nie da
się cofnąć. ZA NIC.
Zwykli ludzie? Nie daje mi to spokoju. Czy Jo miała na myśli
ludzi, którzy nie są lekarzami albo raczej takich, którzy nie mieszkali w
Kapitolu?
Jezu, kolejny
beznadziejny dzień. Transportowanie pacjentów do podziemnego schronu to
prawdziwa udręka. Kapitol postanowił nas zbombardować, więc musieliśmy zejść
niżej, niżej i jeszcze niżej. Na dodatek zniknęła moja nowo poznana
przyjaciółka- Prim. To prawdziwy skarb mieć kogoś takiego przy sobie, wiedzieć,
że pomoże ci przy pacjentach. No i z taką wiedzą. To niesamowite, wszystkiego
tego, czego ja nauczyłam się w szkole,
ona nauczyła się w domu od mamy. Prim jest młodszą siostrą Katniss. Jest inna,
zdecydowanie się różnią. Myślę, że nie muszę jej szczegółowo opisywać, bo każdy
ją zna, każdy, od dożynek 74. Głodowych Igrzysk nie ma osoby, która by jej nie znała. Mamę
Katniss i Prim też znam, zresztą ostatnio towarzyszyłam jej przy Finnicku. Annie Cresta jest moją ciocią,
więc chcę wesprzeć jakoś teraz Finnicka, ponieważ Annie też jest w Kapitolu, zresztą znam go, a mało jest tu takich
osób, które wiedzą jaki naprawdę jest.
Peeta zaraz wróci, dlatego muszę odłożyć pamiętnik. Szkoda,
cieszę się, że Prim miała swoją przyjaciółkę, ale nie cieszy mnie fakt , że nie
powiedziała mi o tym. Już i tak jest za późno na zwierzenia lub na jakąkolwiek rozmowę. Za późno.