sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 41

Miałam tylko zerknąć na parę zapisków z pamiętnika Jo, ale wciągnął mnie. Jest w pewnego rodzaju racjonalną opowieścią o tym, co się wydarzyło. Opowiada tę samą historię, ale z innego punktu widzenia. Peeta jeszcze nic o tym nie wie i mam nadzieję, że w najbliższym czasie się nie dowie. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić momentu, w którym się dowiaduje. Wiem, że to co robię jest złe, lecz i tak to robię, nawet teraz, w tej sekundzie.
 W dystrykcie 13. jest… inaczej. Na razie pacjentów można policzyć na palcach jednej ręki. Jednak teraz mam poważniejsze zmartwienie niż brak pacjentów. Niedawno ogłoszono nam, że Katniss zostanie naszym Kosogłosem, symbolem rewolucji. Co to ma być za symbol, który jest wiecznie naćpany prochami? Naprawdę podziwiam ją za wszystko, ale ona nie może odstawić leków, a jak tego nie zrobi to będzie wyglądała jak morfaliniści. I jak się wtedy pokaże innym dystryktom? Jak się pokaże Kapitolowi? Zastanawiam się nad jakimś kompromisem. Nie mam jednak żadnej idei. ŻADNEJ.
Nie umiem dokończyć  tego wpisu. Ciężko czyta się coś o sobie, w szczególności kiedy przedstawia cię to w takim świetle. Nie wiedziałam, że mój stan był aż tak odbierany. Może ludzie tylko udawali, że cieszą się z mojej decyzji o zostaniu ich Kosogłosem, a tak naprawdę mieli nadzieję, iż na propagitach będę wyglądać jak człowiek zmotywowany do walki, nie jak ćpun. Kolejny wpis już mniej mówi o mnie, ale za to mój wzrok przykuwa  coś innego.
Cóż… Josh twierdzi, że pracuję za dużo jak na lekarza asystującego, ale ordynator obiecał, że niedługo się to zmieni i dostanę własnego pacjenta. Będę lekarzem prowadzącym, a wtedy innych pacjentów przyjmuje się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Myślę, że moim pierwszym własnym pacjentem, będzie jakiś żołnierz. Z reguły świeżo upieczonym lekarzom prowadzącym powierza się proste schorzenia, jak skomplikowane złamanie, wstrząs mózgu itp. Dość o mnie, ostatnio są puszczane masowo propagity z Katniss. Jestem dumna z naszego Kosogłosa, jestem jej winna przeprosiny, bo spisuje się świetnie, ale martwi mnie jedno… Peeta.
Nie ukrywam, że ostatnie słowa o mnie dodały mi otuchy, ale dalsza część przyniosła wiele wspomnień, złych wspomnień.
Kapitol pokazuje innego Peetę i robią to celowo, mogę się założyć. Zwykli ludzie nie wiedzą, że on jest teraz najprawdopodobniej torturowany,  boję się, że zrobią mu zbyt dużą krzywdę, taką, której nie da się cofnąć. ZA NIC.
Zwykli ludzie? Nie daje mi to spokoju. Czy Jo miała na myśli ludzi, którzy nie są lekarzami albo raczej takich, którzy nie mieszkali w Kapitolu?
Jezu, kolejny beznadziejny dzień. Transportowanie pacjentów do podziemnego schronu to prawdziwa udręka. Kapitol postanowił nas zbombardować, więc musieliśmy zejść niżej, niżej i jeszcze niżej. Na dodatek zniknęła moja nowo poznana przyjaciółka- Prim. To prawdziwy skarb mieć kogoś takiego przy sobie, wiedzieć, że pomoże ci przy pacjentach. No i z taką wiedzą. To niesamowite, wszystkiego tego,  czego ja nauczyłam się w szkole, ona nauczyła się w domu od mamy. Prim jest młodszą siostrą Katniss. Jest inna, zdecydowanie się różnią. Myślę, że nie muszę jej szczegółowo opisywać, bo każdy ją zna, każdy, od dożynek 74. Głodowych Igrzysk nie ma osoby, która by jej nie znała. Mamę Katniss i Prim też znam, zresztą ostatnio towarzyszyłam jej  przy Finnicku. Annie Cresta jest moją ciocią, więc chcę wesprzeć jakoś teraz Finnicka, ponieważ Annie też jest w Kapitolu, zresztą znam go, a mało jest tu takich osób, które wiedzą jaki naprawdę jest.

Peeta zaraz wróci, dlatego muszę odłożyć pamiętnik. Szkoda, cieszę się, że Prim miała swoją przyjaciółkę, ale nie cieszy mnie fakt , że nie powiedziała mi o tym. Już i tak jest za późno na zwierzenia lub na jakąkolwiek rozmowę. Za późno.

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 40

 Po ostatniej akcji z telefonem, Annie zaczęła dzwonić prawie codziennie, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Wiem, że popsułam Jo całe jej wakacje, dlatego tym bardziej mi głupio. Na szczęście koszmar już nie wrócił, więc  Peeta może spać spokojnie. Zresztą nie mam teraz czasu na rozmyślanie nad tym,  mam zajęcie. Vanessa przychodzi do nas każdego dnia, dokładnie o 15 i pokazuje nam stare mapy, przedmioty, ubrania oraz rzeczy, których nie potrafię nawet nazwać. Opowiada nam, o wszystkim co wie na temat naszego kraju, a raczej tego co było zamiast niego, tysiące lat temu. Podobno ludzie osiągnęli już szczyt rozwoju cywilizacji, przez co zaczęli się zaniedbywać. Skutkiem tego było ponowne cofnięcie rozwoju ludzkości, dlatego teraz pomimo tylu sprzętów, człowiek nadal jest zacofany. Przez to ludzie głodują oraz zapominają o prawach człowieka. Kiedyś nasze państwo było dużym kontynentem, do tego wiele znaczącym. Byliśmy potężni, mieliśmy wielkie znaczenie dla innych kontynentów. Teraz wszystko się odwróciło, to my jesteśmy cofnięci, wręcz odizolowani od reszty. Inni zastanawiają się czy jeszcze istniejemy albo myślą nad tym czy zdziczeliśmy. Vanessa zadała sobie wiele trudu, by do nas przybyć, chcę  żeby i ona zobaczyła przedmioty charakterystyczne dla naszego państwa. W pokoju Jo jest wiele więcej znaczących rzeczy, dlatego właśnie tutaj przeszukuję szafki w celu, no właśnie w jakim celu? Czego szukam konkretnie? Co mam pokazać Vanessie? W ogóle to nie powinnam przeszukiwać szafek Jo, nie są moje. Ale z drugiej strony wiem, że ona ma tu przedmioty jeszcze  z Kapitolu i dystryktu 13. Dobrze Katniss, to jest ostatnia szafka, którą otworzysz. Otwieram najmniejszą szafkę w pokoju Jo. Znajduję w niej stary album, który zajmuje całą powierzchnię szafeczki. Delikatnie chwytam go za brzegi i powoli wyciągam, by nie uszkodzić okładki. Pod albumem znajduje się tylko dno , ale wydaje mi się…, nie…, jestem pewna, dno było jaśniejsze. W końcu to Peeta malował tę szafkę, a ja wtedy dokładnie  przyglądałam się jak idzie mu praca. Z ciekawości postanawiam wyjąć dno. Wsuwam mój palec w szparę, między dnem a ścianką, i podważam je. Pod spodem znajduje się jakiś notatnik. Albo bardziej coś w rodzaju pamiętnika. Wiem, że tego nie mam prawa robić, ale ciekawość jest silniejsza. W sumie Jo rzadko mi się zwierza, więc poczytam tylko trochę. Wsadzam wszystko z powrotem, oprócz pamiętnika i schodzę na dół, by rozsiąść się wygodnie na sofie i zacząć czytać.
 Na okładce znajduje się wielki napis „PAMIĘTNIK JO”, a zaraz na pierwszej stronie widnieje napis „DYSTRYKT 13”. Pod nim znajduje się data i dość długi wpis jak na pamiętnik.
Drogi pamiętniku, mój kochany przełożony stwierdził, że mając rolę pokrzepiciela pacjentów oraz ich rodzin, sama muszę być pokrzepiona, a jak na razie chodzę struta i jakaś taka „półmartwa”. Josh też mi mówi, że nie wyglądam najlepiej. Za mało śpię, w sumie to ostatnio spałam dwa dni temu. Dlatego też muszę cię  prowadzić, a ordynator „ we własnej osobie” jak on to stwierdził, będzie sprawdzał czy strony są zapisane. Dobrze, ale do rzeczy. Właśnie teraz mam chwile przerwy,  ostatnio zarywałam noce, ponieważ musiałam nadzorować zespół pielęgniarek przygotowujący leki dla Katniss Everdeen.
Widząc swoje imię i nazwisko czuję się trochę dziwnie. Zastanawiam się ile ludzi jeszcze pisało o mnie w pamiętniku. Zresztą nie miałam pojęcia, że ktoś przygotowuje dla mnie leki, specjalnie zrywa noce oraz, że do tego jest potrzebny cały zespół specjalistów. Owszem byłam wtedy ważna, ale nie wiedziałam, że aż tak. Jedyną pocieszającą myślą jest to, że nie tylko ja czułam się dziwnie i nieswojo w dystrykcie 13. W sumie nie wiem czemu, ale pomijam dalszą część o mnie i przechodzę do następnego akapitu.
Mieszkając w dystrykcie martwisz się o to czy dziś coś zjesz, czy twoje dziecko wyląduje na arenie lub o to czy twój mąż wróci z kopalni. Lecz mimo tego wszystkiego, gdy mieszkałam w 12, czułam się po prostu sobą. Po przeprowadzce do Kapitolu było ciężko, jak nigdy. Przez pierwsze miesiące chodziłam w tym samym ubraniu, które pachniało domem i lasem. Ponieważ moja mama pracowała przy igrzyskach, miałyśmy kupę kasy, za którą  mama kupiła mi górę ubrań, ale wszystkie pocięłam. Nie chciałam przemienić się w dziwadło. Nosić peruki, suknie jak na bal przebierańców i kilogram tapety. Chciałam nadal być sobą. Po jakimś czasie sama kupiłam sobie ubranie i tak ubierałam się na co dzień- po swojemu. Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwadło, a sami byli tak postrzegani. Co za paradoks. W szkole nie było wcale  łatwiej. Wszystkie dziewczyny wyglądały jak lalki, zresztą chłopcy wyglądali podobnie. Wszyscy oprócz jednego chłopaka. Miał bujną blond czuprynę i niebieskie jak ocean oczy. Zawsze siadał w ostatniej ławce przy oknie. Ja siedziałam sama w pierwszej ławce, gdyż byłam nowa. Cieszyłam się, że nie jestem sama, że jest ktoś kto wygląda normalnie. Często odwracałam się w jego stronę, a on odwzajemniał to uśmiechem. Pewnego dnia, gdy weszłam do klasy on siedział w pierwszej ławce, w MOJEJ  ławce, na miejscu, które zawsze było puste. Nieśmiało usiadłam obok niego, a on podał mi dłoń i przedstawił się „Josh”. Potem siadaliśmy już razem, aż do końca szkoły. Spędzaliśmy czas po szkole, w szkole i tak jakoś w końcu wyszło, że zostaliśmy parą. Josh świetnie tańczył, a ja interesowałam się medycyną, dlatego zamiast kontynuować szkołę wybraliśmy się na studia. Zostałam lekarzem, a moją praktykę odbywam tu ( niestety).
Zaczęłam płakać. Nigdy nie słyszałam o tym jak się poznali, Jo nie mówiła dużo o swoim życiu w Kapitolu. Josha nie ma, nie wiadomo czy żyje. A to wszystko przeze mnie. To mój jeden głos za tym, żeby odbyły się igrzyska, zadecydował. Zginęły dzieci, które były niewinne, zaginął Josh. Jo spotkały rzeczy, które nie miały prawa jej dotknąć. Chcę dokończyć pamiętnik, dowiedzieć się więcej, ale zasypiam.