niedziela, 26 lutego 2017

Porzuciłam tego bloga, ale otworzyłam nowego z moimi przemyśleniami ^^ zapraszam http://shareyourdreamswith.blogspot.com/ :D

sobota, 17 stycznia 2015

Rozdział 41

Miałam tylko zerknąć na parę zapisków z pamiętnika Jo, ale wciągnął mnie. Jest w pewnego rodzaju racjonalną opowieścią o tym, co się wydarzyło. Opowiada tę samą historię, ale z innego punktu widzenia. Peeta jeszcze nic o tym nie wie i mam nadzieję, że w najbliższym czasie się nie dowie. Nawet nie próbuję sobie wyobrazić momentu, w którym się dowiaduje. Wiem, że to co robię jest złe, lecz i tak to robię, nawet teraz, w tej sekundzie.
 W dystrykcie 13. jest… inaczej. Na razie pacjentów można policzyć na palcach jednej ręki. Jednak teraz mam poważniejsze zmartwienie niż brak pacjentów. Niedawno ogłoszono nam, że Katniss zostanie naszym Kosogłosem, symbolem rewolucji. Co to ma być za symbol, który jest wiecznie naćpany prochami? Naprawdę podziwiam ją za wszystko, ale ona nie może odstawić leków, a jak tego nie zrobi to będzie wyglądała jak morfaliniści. I jak się wtedy pokaże innym dystryktom? Jak się pokaże Kapitolowi? Zastanawiam się nad jakimś kompromisem. Nie mam jednak żadnej idei. ŻADNEJ.
Nie umiem dokończyć  tego wpisu. Ciężko czyta się coś o sobie, w szczególności kiedy przedstawia cię to w takim świetle. Nie wiedziałam, że mój stan był aż tak odbierany. Może ludzie tylko udawali, że cieszą się z mojej decyzji o zostaniu ich Kosogłosem, a tak naprawdę mieli nadzieję, iż na propagitach będę wyglądać jak człowiek zmotywowany do walki, nie jak ćpun. Kolejny wpis już mniej mówi o mnie, ale za to mój wzrok przykuwa  coś innego.
Cóż… Josh twierdzi, że pracuję za dużo jak na lekarza asystującego, ale ordynator obiecał, że niedługo się to zmieni i dostanę własnego pacjenta. Będę lekarzem prowadzącym, a wtedy innych pacjentów przyjmuje się w sytuacji zagrażającej ich życiu. Myślę, że moim pierwszym własnym pacjentem, będzie jakiś żołnierz. Z reguły świeżo upieczonym lekarzom prowadzącym powierza się proste schorzenia, jak skomplikowane złamanie, wstrząs mózgu itp. Dość o mnie, ostatnio są puszczane masowo propagity z Katniss. Jestem dumna z naszego Kosogłosa, jestem jej winna przeprosiny, bo spisuje się świetnie, ale martwi mnie jedno… Peeta.
Nie ukrywam, że ostatnie słowa o mnie dodały mi otuchy, ale dalsza część przyniosła wiele wspomnień, złych wspomnień.
Kapitol pokazuje innego Peetę i robią to celowo, mogę się założyć. Zwykli ludzie nie wiedzą, że on jest teraz najprawdopodobniej torturowany,  boję się, że zrobią mu zbyt dużą krzywdę, taką, której nie da się cofnąć. ZA NIC.
Zwykli ludzie? Nie daje mi to spokoju. Czy Jo miała na myśli ludzi, którzy nie są lekarzami albo raczej takich, którzy nie mieszkali w Kapitolu?
Jezu, kolejny beznadziejny dzień. Transportowanie pacjentów do podziemnego schronu to prawdziwa udręka. Kapitol postanowił nas zbombardować, więc musieliśmy zejść niżej, niżej i jeszcze niżej. Na dodatek zniknęła moja nowo poznana przyjaciółka- Prim. To prawdziwy skarb mieć kogoś takiego przy sobie, wiedzieć, że pomoże ci przy pacjentach. No i z taką wiedzą. To niesamowite, wszystkiego tego,  czego ja nauczyłam się w szkole, ona nauczyła się w domu od mamy. Prim jest młodszą siostrą Katniss. Jest inna, zdecydowanie się różnią. Myślę, że nie muszę jej szczegółowo opisywać, bo każdy ją zna, każdy, od dożynek 74. Głodowych Igrzysk nie ma osoby, która by jej nie znała. Mamę Katniss i Prim też znam, zresztą ostatnio towarzyszyłam jej  przy Finnicku. Annie Cresta jest moją ciocią, więc chcę wesprzeć jakoś teraz Finnicka, ponieważ Annie też jest w Kapitolu, zresztą znam go, a mało jest tu takich osób, które wiedzą jaki naprawdę jest.

Peeta zaraz wróci, dlatego muszę odłożyć pamiętnik. Szkoda, cieszę się, że Prim miała swoją przyjaciółkę, ale nie cieszy mnie fakt , że nie powiedziała mi o tym. Już i tak jest za późno na zwierzenia lub na jakąkolwiek rozmowę. Za późno.

piątek, 16 stycznia 2015

Rozdział 40

 Po ostatniej akcji z telefonem, Annie zaczęła dzwonić prawie codziennie, by upewnić się, że wszystko jest w porządku. Wiem, że popsułam Jo całe jej wakacje, dlatego tym bardziej mi głupio. Na szczęście koszmar już nie wrócił, więc  Peeta może spać spokojnie. Zresztą nie mam teraz czasu na rozmyślanie nad tym,  mam zajęcie. Vanessa przychodzi do nas każdego dnia, dokładnie o 15 i pokazuje nam stare mapy, przedmioty, ubrania oraz rzeczy, których nie potrafię nawet nazwać. Opowiada nam, o wszystkim co wie na temat naszego kraju, a raczej tego co było zamiast niego, tysiące lat temu. Podobno ludzie osiągnęli już szczyt rozwoju cywilizacji, przez co zaczęli się zaniedbywać. Skutkiem tego było ponowne cofnięcie rozwoju ludzkości, dlatego teraz pomimo tylu sprzętów, człowiek nadal jest zacofany. Przez to ludzie głodują oraz zapominają o prawach człowieka. Kiedyś nasze państwo było dużym kontynentem, do tego wiele znaczącym. Byliśmy potężni, mieliśmy wielkie znaczenie dla innych kontynentów. Teraz wszystko się odwróciło, to my jesteśmy cofnięci, wręcz odizolowani od reszty. Inni zastanawiają się czy jeszcze istniejemy albo myślą nad tym czy zdziczeliśmy. Vanessa zadała sobie wiele trudu, by do nas przybyć, chcę  żeby i ona zobaczyła przedmioty charakterystyczne dla naszego państwa. W pokoju Jo jest wiele więcej znaczących rzeczy, dlatego właśnie tutaj przeszukuję szafki w celu, no właśnie w jakim celu? Czego szukam konkretnie? Co mam pokazać Vanessie? W ogóle to nie powinnam przeszukiwać szafek Jo, nie są moje. Ale z drugiej strony wiem, że ona ma tu przedmioty jeszcze  z Kapitolu i dystryktu 13. Dobrze Katniss, to jest ostatnia szafka, którą otworzysz. Otwieram najmniejszą szafkę w pokoju Jo. Znajduję w niej stary album, który zajmuje całą powierzchnię szafeczki. Delikatnie chwytam go za brzegi i powoli wyciągam, by nie uszkodzić okładki. Pod albumem znajduje się tylko dno , ale wydaje mi się…, nie…, jestem pewna, dno było jaśniejsze. W końcu to Peeta malował tę szafkę, a ja wtedy dokładnie  przyglądałam się jak idzie mu praca. Z ciekawości postanawiam wyjąć dno. Wsuwam mój palec w szparę, między dnem a ścianką, i podważam je. Pod spodem znajduje się jakiś notatnik. Albo bardziej coś w rodzaju pamiętnika. Wiem, że tego nie mam prawa robić, ale ciekawość jest silniejsza. W sumie Jo rzadko mi się zwierza, więc poczytam tylko trochę. Wsadzam wszystko z powrotem, oprócz pamiętnika i schodzę na dół, by rozsiąść się wygodnie na sofie i zacząć czytać.
 Na okładce znajduje się wielki napis „PAMIĘTNIK JO”, a zaraz na pierwszej stronie widnieje napis „DYSTRYKT 13”. Pod nim znajduje się data i dość długi wpis jak na pamiętnik.
Drogi pamiętniku, mój kochany przełożony stwierdził, że mając rolę pokrzepiciela pacjentów oraz ich rodzin, sama muszę być pokrzepiona, a jak na razie chodzę struta i jakaś taka „półmartwa”. Josh też mi mówi, że nie wyglądam najlepiej. Za mało śpię, w sumie to ostatnio spałam dwa dni temu. Dlatego też muszę cię  prowadzić, a ordynator „ we własnej osobie” jak on to stwierdził, będzie sprawdzał czy strony są zapisane. Dobrze, ale do rzeczy. Właśnie teraz mam chwile przerwy,  ostatnio zarywałam noce, ponieważ musiałam nadzorować zespół pielęgniarek przygotowujący leki dla Katniss Everdeen.
Widząc swoje imię i nazwisko czuję się trochę dziwnie. Zastanawiam się ile ludzi jeszcze pisało o mnie w pamiętniku. Zresztą nie miałam pojęcia, że ktoś przygotowuje dla mnie leki, specjalnie zrywa noce oraz, że do tego jest potrzebny cały zespół specjalistów. Owszem byłam wtedy ważna, ale nie wiedziałam, że aż tak. Jedyną pocieszającą myślą jest to, że nie tylko ja czułam się dziwnie i nieswojo w dystrykcie 13. W sumie nie wiem czemu, ale pomijam dalszą część o mnie i przechodzę do następnego akapitu.
Mieszkając w dystrykcie martwisz się o to czy dziś coś zjesz, czy twoje dziecko wyląduje na arenie lub o to czy twój mąż wróci z kopalni. Lecz mimo tego wszystkiego, gdy mieszkałam w 12, czułam się po prostu sobą. Po przeprowadzce do Kapitolu było ciężko, jak nigdy. Przez pierwsze miesiące chodziłam w tym samym ubraniu, które pachniało domem i lasem. Ponieważ moja mama pracowała przy igrzyskach, miałyśmy kupę kasy, za którą  mama kupiła mi górę ubrań, ale wszystkie pocięłam. Nie chciałam przemienić się w dziwadło. Nosić peruki, suknie jak na bal przebierańców i kilogram tapety. Chciałam nadal być sobą. Po jakimś czasie sama kupiłam sobie ubranie i tak ubierałam się na co dzień- po swojemu. Ludzie patrzyli na mnie jak na dziwadło, a sami byli tak postrzegani. Co za paradoks. W szkole nie było wcale  łatwiej. Wszystkie dziewczyny wyglądały jak lalki, zresztą chłopcy wyglądali podobnie. Wszyscy oprócz jednego chłopaka. Miał bujną blond czuprynę i niebieskie jak ocean oczy. Zawsze siadał w ostatniej ławce przy oknie. Ja siedziałam sama w pierwszej ławce, gdyż byłam nowa. Cieszyłam się, że nie jestem sama, że jest ktoś kto wygląda normalnie. Często odwracałam się w jego stronę, a on odwzajemniał to uśmiechem. Pewnego dnia, gdy weszłam do klasy on siedział w pierwszej ławce, w MOJEJ  ławce, na miejscu, które zawsze było puste. Nieśmiało usiadłam obok niego, a on podał mi dłoń i przedstawił się „Josh”. Potem siadaliśmy już razem, aż do końca szkoły. Spędzaliśmy czas po szkole, w szkole i tak jakoś w końcu wyszło, że zostaliśmy parą. Josh świetnie tańczył, a ja interesowałam się medycyną, dlatego zamiast kontynuować szkołę wybraliśmy się na studia. Zostałam lekarzem, a moją praktykę odbywam tu ( niestety).
Zaczęłam płakać. Nigdy nie słyszałam o tym jak się poznali, Jo nie mówiła dużo o swoim życiu w Kapitolu. Josha nie ma, nie wiadomo czy żyje. A to wszystko przeze mnie. To mój jeden głos za tym, żeby odbyły się igrzyska, zadecydował. Zginęły dzieci, które były niewinne, zaginął Josh. Jo spotkały rzeczy, które nie miały prawa jej dotknąć. Chcę dokończyć pamiętnik, dowiedzieć się więcej, ale zasypiam.


poniedziałek, 28 lipca 2014

Rozdział 39

 - Jak tu pięknie- Vanessa wzdycha, spoglądając na panoramę Kapitolu przez okno.
- To prawda- przyznaje Peeta również wyglądając na widok ciągnący się zza okna- ale jeszcze kilka miesięcy temu to miejsce było nie do poznania- widzę ból w jego oczach i znów te nieznośne przebłyski złych wspomnień. Łapię go za nadgarstek i mocno trzymam, by znów go nie utracić. Peeta podnosi tylko moją rękę i całuje ją na znak, że wszystko w porządku.
- Dlaczego ?- całkiem zapomniałam przez te parę sekund o naszej nowej znajomej. Vanessa przygląda nam się uważnie i próbuje chyba zrozumieć zaistniałą sytuację. Peeta dostrzega moją nieporadność na twarzy i sam postanawia odpowiedzieć na to pytanie.
- Widzisz, stolica jak i inne otaczające ją dystrykty zostały wyniszczone w wyniku wojny- Vanessa spogląda na nas badawczo, trudno wywnioskować o czym teraz myśli. Może zastanawia się czy jest bezpieczna, a może w jej państwie ciągle prowadzone są wojny i pozostaje niewzruszona. Nie porusza jednak na szczęście dalej tego tematu, za to wypytuje o dystrykty. Przez resztę drogi opowiadamy o specjalizacjach dystryktów. Gdy docieramy do dwunastki, z dworca zmierzamy do Wioski Zwycięzców. Zapada niezręczna cisza, którą przerywa Vanessa.
- Jak na razie słyszałam o wojnie i ciężkiej pracy. Macie tu jakąś rozrywkę, parki, jarmarki, czy coś w tym rodzaju ?
Nie wiem co odpowiedzieć, nie wspominaliśmy o igrzyskach. Przez ostanie 75 lat była to jedyna rozrywka, ale ta rozrywka nie była przeznaczona dla zwykłych, prostych ludzi, lecz ludzi z Kapitolu, dziwadeł, dla których codziennym zmartwieniem była źle dobrana fryzura. Im nigdy głód nie zajrzał do oczu. Jednak jeśli już poruszyła ten temat to wypadało by powiedzieć prawdę. Nie chcę obarczać wszystkim Peetę, więc to ja zaczynam tym razem opowieść o zbuntowanym dystrykcie trzynastym, Mrocznych Dniach, przede wszystkim o igrzyskach, jagodach wyciągniętych przeze mnie podczas 74. Głodowych Igrzysk, o Ćwierwieczu Poskromienia i wreszcie o rebelii, obaleniu Snowa oraz o ostatnich igrzyskach. Obserwuję ją w przerwach między zdaniami, wydaje się być zagubiona, jakby nie mogła poukładać myśli. Gdy kończę historię naszego państwa zapada długa cisza. Vanessa idzie sztywno patrząc w jeden punkt, boję się, że zaraz upadnie albo o coś się potknie, ponieważ kompletnie nie patrzy pod nogi, wydaje się wręcz nieobecna. Mijamy bramę z napisem "Wioska Zwycięzców", Vanessa zatrzymuje się i patrzy jak zahipnotyzowana na brudny napis. Peeta łapie ją za ramię i zaprowadza do sąsiadującego z naszym domu, do którego dostaliśmy klucze od Paylor, by Vanessa mogła zaznać trochę prywatności. Sadzamy ją na kanapie, Peeta idzie przygotować do kuchni kolację, a ja zostaję z nią sam na sam. Otulam ją kocem, bo ponieważ dom nie był zamieszkiwany, nikt nie pomyślał o tym by załączyć ogrzewanie, a propos muszę wykonać telefon do Paylor, żeby coś z tym zrobiła.
- Dziękuję- wygląda na to, że Vanessa otrząsnęła się z szoku.- To straszne przez co musieliście przejść, naprawdę szczerze wam współczuję- jej twarz przybrała teraz wyraz współczucia, żalu i politowania.
- Opowiedz coś o swoim kraju- próbuję rozluźnić niezbyt przyjemną atmosferę, którą sama stworzyłam opowiadając to zapewne w przygnębiający sposób. Może to Peeta powinien był mówić, on potrafi malować słowami.
- Nasza rozrywka wygląda trochę inaczej, mamy mnóstwo stadionów, boisk, parków, jarmarków, na których organizowane są festyny rodzinne- Vanessa mówi podnieconym głosem, wspominając o swoim domu  no i wreszcie znów się uśmiechnęła. Dowiedziałam się wielu rzeczy, na przykład ich państwo podzielone jest na rejony, a one na miasta, miasta z kolei na dzielnice. Każdy obywatel ma równe prawa i każdy pełnoletni mieszkaniec danego państwa może oddać głos w wyborach na prezydenta. Ich polityka jest znacznie rozwinięta, a brak głodu zawdzięczają między innymi handlowi z innymi państwami, a my mieliśmy zostać ich partnerem, ale nikt nie mógł potwierdzić naszego istnienia dopóki Vanessa nie postanowiła wyruszyć w podróż.
 Wracamy z Peetą do swojego domu, niby to tylko parę metrów dalej, a ja czuję jakbym znowu przemierzała Kapitol w celu dotarcia do rezydencji Snowa i dokonania na nim egzekucji. Przekraczam próg domu, rozsiadam się na kanapie i czuję jak powoli odpływam, a wraz ze mną moje racjonalne myślenie. Nawiedzają mnie koszmary, ale tym razem siedzę w lesie, widzę na pobliskiej polanie Jo zabawiającą Tony'ego, macha do mnie uśmiechając się jak zawsze, po chwili pojawia się głos Finnicka "Katniss dzieci, uważaj, Katniss". Spoglądam tam gdzie wcześniej znajdowała się Jo, ale jej nie ma, są tylko jej szczątki, a Tony właśnie bawi się srebrnym spadochronem tym samym jak te, które spuszczono na kapitolińskie dzieci i Prim. Powracam na jawę, leżę na podłodze,a Peeta szybko do mnie podbiega, podaje mi dłoń jednak ja ją szybko odpycham i zbiegam na dół. Czuję się jak wtedy, kiedy biegłam po lekarstwo dla Peety. Jestem już blisko, sięgam słuchawkę i wystukuję numer. Po chwili odzywa się zaspany głos.
- Halo?

niedziela, 25 maja 2014

Rozdział 38

- Idę do przedziału barowego. Przynieść ci coś kochanie?- Peeta jest cały nerwowy, co słychać w jego głosie. Nie przepada za wizytami w Kapitolu, przynoszą zbyt wiele wspomnień, ale ta jest konieczna. Paylor nie chciała nam zdradzić przez telefon o co chodzi. Musi to być coś poważnego skoro dała nam trzy godziny na przyjazd.
- Nie dziękuję- staram się uspokoić go łagodnym tonem mojego głosu. Widzę jednak, że to nie skutkuje.- Peeta zaczekaj- podchodzę do niego, zarzucam mu ręce na szyję i składam na jego wargach delikatny pocałunek. Peeta przyciąga mnie do siebie i odwzajemnia pocałunek. Całuje mnie namiętnie, lekko przygryzając moją dolną wargę. Cały mój świat się zatrzymał teraz jest tylko on i ja. Uwielbiam ciepło jego ciała i delikatność każdego jego pocałunku, dotyku, czy gestu. Jest moim powietrzem, moim całym światem. Żałuję, że uświadomiłam to sobie tak późno, zbyt późno. Peeta nagle przestaje mnie całować. Dlaczego przerywa taką chwilę? Otwieram oczy i w progu zauważam Haymitcha.
- Przepraszam, że wam przeszkadzam, ale właśnie dojechaliśmy, a biorąc pod uwagę fakt, iż jesteśmy spóźnieni o całą godzinę, raczej radziłbym się spieszyć.

 Pałac prezydencki jest jeszcze piękniejszy niż go zapamiętałam. Strażnik prowadzi nas długim korytarzem w kierunku sali obrad. Przy wielkim stole wita nas Paylor wskazując miejsca. Oprócz nas na sali znajdują się Johanna i Beetee.
- Tak więc sprowadziłam was tutaj, ponieważ nazbierało się parę spraw- Paylor wyciąga białą kartkę, na której widnieje dość długa lista.- Po pierwsze Annie dała pomysł, by upamiętnić wszystkich poległych trybutów, budując ścianę z ich nazwiskami. Osobiście uważam, że jest to dobry pomysł, więc kto jest za niech podniesie rękę- wszyscy zgodnie podnosimy dłonie, Paylor coś zapisuje na kartce i kontynuuje.- Po drugie musimy uzupełnić dokumentację z ostatnich igrzysk, w których brały udział dzieci z Kapitolu.
- Co to znaczy?- pytam lekko zaniepokojona. Nie miałam pojęcia, że istnieje coś takiego jak dokumentacja igrzysk.
- To znaczy, że w odpowiednim formularzu musimy wpisać ilość poległych oraz ilość tych co przeżyli i w jaki sposób- spoglądam przerażona na Haymitcha, a on daje mi sygnał bym nic nie mówiła.- Jak wiecie w tym roku dwoje trybutów zniknęło,a ich mentorami byli Katniss oraz Peeta. Rozumiem, że mentorzy nie wiedzą co stało się z trybutami?- Paylor spogląda na nas błagająco byśmy się nie odezwali. Spuszczam wzrok,a Paylor oddycha z ulgą.- Więc tych trybutów możemy uznać  za zmarłych- znowu coś notuje, po czym woła do siebie strażnika i szepcze mu coś na ucho. Strażnik wychodzi. Po paru sekundach wraca z jakąś dziewczyną. Szatynka z pięknymi zielonymi oczyma jest dobrze ubrana. Ma długie dżinsowe spodnie, białą koszulę z rękawami sięgającymi do łokci i czarne balerinki. Wygląda na około dwadzieścia lat.
- Dzień dobry- tajemnicza dziewczyna uśmiecha się serdecznie i zajmuje swoje miejsce.
- To jest Vanessa. Przypłynęła do nas z innego państwa- spoglądamy wszyscy na Paylor zaskoczeni. Nawet Beetee, geniusz, który wie wszystko zerka na Paylor pytająco. W szkołach nigdy nie uczono nas szczegółowej historii świata. Wiem tylko, że niegdyś Panem było potężnym kontynentem, lecz wody oceanów zalały Amerykę Północną i tak powstało Panem. Nikt w dystryktach nie wie co znajduje się za oceanami i morzami.
- Przypłynęłam z kontynentu zwanego Europą.

sobota, 17 maja 2014

Rozdział 37

Od już ponad dwóch tygodni wszystkie nasze troski i zmartwienia związane z Jo poszły w niepamięć. Wszystko to zawdzięczamy Annie, to i znacznie więcej. Jej przyjazd uratował Jo życie. Ostatnie co pamiętam z dnia przyjazdu Annie, to przerażony Haymitch ściągający Jo stojącą na parapecie przy otwartym oknie oraz Annie, która krzyczała do niej, żeby tego nie robiła. Ale czego? Dopiero po paru sekundach zorientowałam się co się dzieje. Złapałam Peetę i bez słowa wyjaśnień pociągnęłam go za sobą. Nigdy nie objechałam naszego mentora tak jak wtedy. Wytknęłam mu od góry do dołu jaki jest nieodpowiedzialny i bezmyślny. Miejscami pewnie przesadziłam, ale ufałam mu, powierzyłam mu Jo, gdyby nie Annie to pewnie nawet nie wiedziałby kiedy Jo skoczyła.
- Kochanie, czy wszystko w porządku?- Peeta wyrywa mnie z zamyśleń. Musiałam się lekko zachwiać, bo Peeta trzyma mnie mocno za ramiona, pewnie pomyślał, że jest mi słabo.
- Wszystko w porządku skarbie- staram się jakoś ukryć moje zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą z powodu płaczącego synka Annie.
  Siedzimy teraz na kanapie w salonie. Jo zajmuje się Tonym, mały synek Annie coraz bardziej przypomina Finnicka. Z jego blond loczków pozostała bujna czupryna. Annie z Tonym już jutro wracają do czwórki, boję się jak zniesie to Jo. To dzięki nim powróciła do życia, znowu codziennie wychodzi po świcie do punktu medycznego, spotyka się ze starymi znajomymi, chociaż niezbyt chętnie wychodzi teraz na dwór, ponieważ zima trwa w najlepsze.
- Ciociu, ciociu!- do domu wbiega Tony, wesoło szczerbiocząc.- Mama zaprasza ciebie i wujka na obiad.Za pięć minut macie być gotowi.- Tony  próbuje naśladować Annie, po czym rozradowany wybiega z domu i biegnie do Jo dumny z siebie, że wykonał zadanie.
- Cóż, chyba nie mamy wyboru.- Peeta udaje, że ciężko wzdycha i całuje mnie delikatnie.
- Chyba nie- odpowiadam mu tym samym tonem.
- Kocham cię- Peeta zaczyna całować mnie coraz namiętniej.
- Ja ciebie też- odpowiadam, gdy tylko na chwilę odrywa się od moich ust, by pocałować moją szyję. Dajemy się ponieść fali rozkoszy, gdy przerywa nam czyjeś chrząknięcie.
- Ykhym- Jo stoi w drzwiach trzymając za rękę Toniego.- Nie przeszkadzamy.
- Jo, a dlaczego wujek Peeta zjada ciocię Katniss?- czuję, że Jo zaraz wybuchnie śmiechem, ja też ledwo się powstrzymuję.
- Widocznie jest bardzo głodny- dołącza do nich Haymitch.
- Ale zaraz będzie obiad- Tony patrzy na nas z wyrzutem.
- No to będę musiał obejść się smakiem- to mówiąc Peeta całuje mnie lekko w  czoło, po czym bierze na ręce Toniego i wesoło podrzuca. Młody śmieje się wniebogłosy,a Peeta czerpie z ich zabawy przyjemność. Wiem, że Peeta byłby dobrym ojcem, lecz nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. Sama jeszcze nie wiem czy chcę mieć dzieci. Teraz na pewno nie, ale za rok, za dwa. Peeta prędzej, czy później poruszy ten temat.
- I gdzie wy się podziewacie?- z jadalni wydobywa się zniecierpliwiony głos Annie.
- Już idziemy- odpowiadamy wszyscy zgodnie.
 Stół jest pięknie nakryty i przyozdobiony kwiatami, na nim ląduje potrawka z jagnięciny, bułki z serem upieczone przez Peetę, a jako zakąska szaszłyki z łososia i jakiś jadalnych wodorostów. Całość prezentuje się wyśmienicie. Kiedy zapach tych łakoci uderza w moje nozdrza od razu napływa mi ślina do ust.
  To, że się najadłam do syta to za mało powiedziane, ja się po prostu przejadłam. Mimo to daję radę wstać, aby pomóc Annie przy zmywaniu. Ja z Annie myjemy naczynia,a Peeta starannie je wyciera. Haymitch usypia małego opowiadając mu bajki. W tej roli nie widziałam jeszcze naszego mentora. Muszę przyznać, że Haymitch nadawałby się do roli niańki. Pomijając fakt, że naraził swoją podopieczną na utratę życia, to z Tonim dogaduje się nieźle. Znalazł sobie przynajmniej choć na chwilę inne zajęcie od picia. Jo musiała odwiedzić jakiegoś pacjenta, więc siedzimy w kuchni tylko w trójkę. Nasze długie milczenie przerywa poważny głos Annie. Przypuszczam, że nie wróży on niczego dobrego.
- Muszę z wami poważnie porozmawiać- po tych słowach odkłada gąbkę, więc razem z Peetą idziemy w jej ślady.- Chodzi o Gale'a.- Wiem, że Peeta ma ochotę teraz wyjść i trzasnąć drzwiami, dlatego żeby dodać mu otuchy biorę jego dłoń zaplatając z moją.- Słuchajcie sprawa jest bardzo poważna, ponieważ Jo powiedziała mi co się stało od początku. To nie była łatwa rozmowa, ale konieczna. Nie chciałam z nią poruszać tego tematu, ale ona sama zaczęła, więc nie przerywałam. Tego dnia, gdy zniknęła, Gale przybiegł do niej krzycząc, że wie gdzie znajduje się Josh. Pobiegła za nim bez wahania. Zaprowadził ją do tej chatki i wtedy zaczął się zmieniać. Jego ciało się naprężyło, a tęczówki zniknęły za źrenicami. Jo chciała mu pomóc,a on ją uderzył. Właśnie wtedy zaczęło się jej piekło- przysłuchuję się uważnie analizując każde jej słowo.
- To znaczy?- pytam niepewnie, ponieważ mam wrażenie, że tylko ja nie wiem o co chodzi.
- Widzisz Katniss- tym razem zaczyna Peeta- będąc z Annie w Kapitolu, kiedy nas więziono i torturowano widzieliśmy dużo, za dużo.Istnieją dwa rodzaje osaczania. Jedno poprzez podanie jadu do żył tak też było w moim przypadku, a drugim sposobem jest wstrzyknięcie jadu do mózgu i to w podwójnej ilości. Zmiany są raczej nieodwracalne.
- Czyli Gale zrobił to nieświadomie? Po prostu nie był sobą- dociera do mnie teraz dlaczego był taki bezczelny i obleśny wobec mnie.
- Dokładnie- teraz kontynuuje Annie- pomyślałam, że zabrałabym Jo do czwórki na pół roku, by w tym samym czasie móc zamknąć Gale'a w jakimś specjalnym ośrodku. Nie stanowiłby już zagrożenia, a Jo czułaby się pewniej. Poza tym u nas w czwórce nie ma śniegu ani mrozu.
 Pół roku to szmat czasu, ale wiem, że nie ma wyjścia. To byłaby dobra terapia dla Jo,a my moglibyśmy nad tym co usłyszeliśmy od Annie trzeźwo pomyśleć.Wiem, że Jo z Annie będzie bezpieczna.Słyszę jak wchodzi do domu i przekręca zamek do drzwi.
- Cześć wszystkim- w głosie Jo słychać zmęczenie i wyczerpanie.
- Jo pozwól na chwilę- Peeta zaczyna lekko podniesionym tonem jaki zarezerwował dla Jo kiedy coś przeskrobie. Chyba wiem w co chce grać i nawet mu się udaje, bo Jo wchodzi do pokoju ze spuszczoną głową i przerażeniem wymalowanym na twarzy.Żal mi jej, ale pozwalam Peecie kontynuować.- A więc razem z Katniss uznaliśmy- tu zawiesza na chwilę głos, a ja się powstrzymuję, żeby się nie roześmiać- że pojedziesz razem z Annie do czwórki- ostatnie słowa wykrzykuje już z radością i swobodą w głosie, a Jo wyraźnie oddycha z ulgą.
- Mówisz poważnie?- Jo trawi to co przed chwilą usłyszała.
- Całkiem poważnie, ale pamiętaj za sześć godzin twój pociąg wyrusza, więc- Peeta w tym momencie przerzuca Jo przez ramię jak worek mąki- idziemy cię spakować.- To kolejna część naszego planu. Ponieważ Jo nie ma letnich ubrań, spakowałam jej moje, które dostałam od Cinny. Były przeznaczone na wielkie upały, a takich nie ma w dwunastce, za to w czwórce jest na odwrót. Kiedy słyszę rozgniewanie i zrezygnowanie, z powodu braku ubrań, w głosie Jo, wiem, że przyszła na mnie kolej. Wkraczam do jej pokoju z dwiema ogromnymi walizkami. Jo zaczyna piszczeć i śmiać się.
- Kocham was- mówiąc to rzuca nam się w ramiona, a ja wiem, że będzie to długie sześć miesięcy.

piątek, 16 maja 2014

Rozdział 36

 *Oczami Jo*

 Staję przed lustrem, analizując swoje ciało. Każda blizna przypomina mi kolejne etapy mojego życia. Blizna po oparzeniu przypomina mi o naszym domu w dwunastym dystrykcie, który nagle stanął w ogniu. Wciąż słyszę płacz mojego braciszka, powracający do mnie w najgorszych koszmarach. Widzę też pełno ran, zadrapań i siniaków z areny. W myślach widzę teraz Josha. Och, Josh. Czy on jeszcze żyje? Co teraz robi? O czym myśli? Może torturują go teraz, żeby powiedział jak uciekliśmy z areny, tak jak kiedyś Peetę. Czuję dziwne ukłucie w sercu. "Wróć, proszę", mówię do siebie samej. Kim ja tak naprawdę jestem? Kogo widzę w odbiciu w lustrze? Zdecydowanie nie jestem tą samą dawną, niewinną Jo.
  Pozbawiono mnie wszystkiego. Zabrano mi dom, rodzinę, wolność, Josha i...godność. To ostatnie nie zabrał mi Kapitol. Zrobiła to osoba, której nigdy bym o coś takiego nie posądzała. Widziałam jak zawsze polował razem z Katniss, Gale nigdy nie był delikatny, ale w życiu nie pomyślałam, że mógłby kogoś zgwałcić, pobić lub torturować. Nigdy, a już tym bardziej nie kogoś kogo znał, nie mnie.A jednak. Miał czelność porwać mnie i torturować bym obiecała mu, że przyprowadzę do niego Peetę, a wtedy on go zabije. Jak on może? Peeta, chociaż w głębi duszy nienawidzi Gale'a to nie powiedziałby o nim na głos takich rzeczy jakie wrzeszczał Gale na cały głos. Peeta zasługuję sto razy bardziej na Katniss niż Gale. Samo imię Gale przyprawia mnie teraz o mdłości.
  Do oczu zaczynają napływać mi łzy, przed oczami mam każdy fragment mojego życia. Zapominam o tym gdzie jestem, wiem jedynie że moje dalsze istnienie nie ma sensu. Przecież nie mam rodziny, jestem wrakiem. Wystarczy spojrzeć w lustro, nie zostało po mnie nic. Tracę panowanie nad ciałem, moje nogi prowadzą mnie w stronę okna, nie chcę ich powstrzymywać. Nie mam takiego zamiaru, wiem, iż one zaprowadza mnie gdzie trzeba.Gdy jestem przy oknie ,moje dłonie lądują na uchwycie okna i zamaszystym pociągnięciem je otwierają. Staję na parapecie, już wiem powinnam skoczyć. Nachylam się, zamykam oczy i już mam się puścić w dół, gdy nagle dobiega mnie krzyk.
- Jo, stój!