sobota, 17 maja 2014

Rozdział 37

Od już ponad dwóch tygodni wszystkie nasze troski i zmartwienia związane z Jo poszły w niepamięć. Wszystko to zawdzięczamy Annie, to i znacznie więcej. Jej przyjazd uratował Jo życie. Ostatnie co pamiętam z dnia przyjazdu Annie, to przerażony Haymitch ściągający Jo stojącą na parapecie przy otwartym oknie oraz Annie, która krzyczała do niej, żeby tego nie robiła. Ale czego? Dopiero po paru sekundach zorientowałam się co się dzieje. Złapałam Peetę i bez słowa wyjaśnień pociągnęłam go za sobą. Nigdy nie objechałam naszego mentora tak jak wtedy. Wytknęłam mu od góry do dołu jaki jest nieodpowiedzialny i bezmyślny. Miejscami pewnie przesadziłam, ale ufałam mu, powierzyłam mu Jo, gdyby nie Annie to pewnie nawet nie wiedziałby kiedy Jo skoczyła.
- Kochanie, czy wszystko w porządku?- Peeta wyrywa mnie z zamyśleń. Musiałam się lekko zachwiać, bo Peeta trzyma mnie mocno za ramiona, pewnie pomyślał, że jest mi słabo.
- Wszystko w porządku skarbie- staram się jakoś ukryć moje zmęczenie spowodowane nieprzespaną nocą z powodu płaczącego synka Annie.
  Siedzimy teraz na kanapie w salonie. Jo zajmuje się Tonym, mały synek Annie coraz bardziej przypomina Finnicka. Z jego blond loczków pozostała bujna czupryna. Annie z Tonym już jutro wracają do czwórki, boję się jak zniesie to Jo. To dzięki nim powróciła do życia, znowu codziennie wychodzi po świcie do punktu medycznego, spotyka się ze starymi znajomymi, chociaż niezbyt chętnie wychodzi teraz na dwór, ponieważ zima trwa w najlepsze.
- Ciociu, ciociu!- do domu wbiega Tony, wesoło szczerbiocząc.- Mama zaprasza ciebie i wujka na obiad.Za pięć minut macie być gotowi.- Tony  próbuje naśladować Annie, po czym rozradowany wybiega z domu i biegnie do Jo dumny z siebie, że wykonał zadanie.
- Cóż, chyba nie mamy wyboru.- Peeta udaje, że ciężko wzdycha i całuje mnie delikatnie.
- Chyba nie- odpowiadam mu tym samym tonem.
- Kocham cię- Peeta zaczyna całować mnie coraz namiętniej.
- Ja ciebie też- odpowiadam, gdy tylko na chwilę odrywa się od moich ust, by pocałować moją szyję. Dajemy się ponieść fali rozkoszy, gdy przerywa nam czyjeś chrząknięcie.
- Ykhym- Jo stoi w drzwiach trzymając za rękę Toniego.- Nie przeszkadzamy.
- Jo, a dlaczego wujek Peeta zjada ciocię Katniss?- czuję, że Jo zaraz wybuchnie śmiechem, ja też ledwo się powstrzymuję.
- Widocznie jest bardzo głodny- dołącza do nich Haymitch.
- Ale zaraz będzie obiad- Tony patrzy na nas z wyrzutem.
- No to będę musiał obejść się smakiem- to mówiąc Peeta całuje mnie lekko w  czoło, po czym bierze na ręce Toniego i wesoło podrzuca. Młody śmieje się wniebogłosy,a Peeta czerpie z ich zabawy przyjemność. Wiem, że Peeta byłby dobrym ojcem, lecz nie rozmawialiśmy jeszcze na ten temat. Sama jeszcze nie wiem czy chcę mieć dzieci. Teraz na pewno nie, ale za rok, za dwa. Peeta prędzej, czy później poruszy ten temat.
- I gdzie wy się podziewacie?- z jadalni wydobywa się zniecierpliwiony głos Annie.
- Już idziemy- odpowiadamy wszyscy zgodnie.
 Stół jest pięknie nakryty i przyozdobiony kwiatami, na nim ląduje potrawka z jagnięciny, bułki z serem upieczone przez Peetę, a jako zakąska szaszłyki z łososia i jakiś jadalnych wodorostów. Całość prezentuje się wyśmienicie. Kiedy zapach tych łakoci uderza w moje nozdrza od razu napływa mi ślina do ust.
  To, że się najadłam do syta to za mało powiedziane, ja się po prostu przejadłam. Mimo to daję radę wstać, aby pomóc Annie przy zmywaniu. Ja z Annie myjemy naczynia,a Peeta starannie je wyciera. Haymitch usypia małego opowiadając mu bajki. W tej roli nie widziałam jeszcze naszego mentora. Muszę przyznać, że Haymitch nadawałby się do roli niańki. Pomijając fakt, że naraził swoją podopieczną na utratę życia, to z Tonim dogaduje się nieźle. Znalazł sobie przynajmniej choć na chwilę inne zajęcie od picia. Jo musiała odwiedzić jakiegoś pacjenta, więc siedzimy w kuchni tylko w trójkę. Nasze długie milczenie przerywa poważny głos Annie. Przypuszczam, że nie wróży on niczego dobrego.
- Muszę z wami poważnie porozmawiać- po tych słowach odkłada gąbkę, więc razem z Peetą idziemy w jej ślady.- Chodzi o Gale'a.- Wiem, że Peeta ma ochotę teraz wyjść i trzasnąć drzwiami, dlatego żeby dodać mu otuchy biorę jego dłoń zaplatając z moją.- Słuchajcie sprawa jest bardzo poważna, ponieważ Jo powiedziała mi co się stało od początku. To nie była łatwa rozmowa, ale konieczna. Nie chciałam z nią poruszać tego tematu, ale ona sama zaczęła, więc nie przerywałam. Tego dnia, gdy zniknęła, Gale przybiegł do niej krzycząc, że wie gdzie znajduje się Josh. Pobiegła za nim bez wahania. Zaprowadził ją do tej chatki i wtedy zaczął się zmieniać. Jego ciało się naprężyło, a tęczówki zniknęły za źrenicami. Jo chciała mu pomóc,a on ją uderzył. Właśnie wtedy zaczęło się jej piekło- przysłuchuję się uważnie analizując każde jej słowo.
- To znaczy?- pytam niepewnie, ponieważ mam wrażenie, że tylko ja nie wiem o co chodzi.
- Widzisz Katniss- tym razem zaczyna Peeta- będąc z Annie w Kapitolu, kiedy nas więziono i torturowano widzieliśmy dużo, za dużo.Istnieją dwa rodzaje osaczania. Jedno poprzez podanie jadu do żył tak też było w moim przypadku, a drugim sposobem jest wstrzyknięcie jadu do mózgu i to w podwójnej ilości. Zmiany są raczej nieodwracalne.
- Czyli Gale zrobił to nieświadomie? Po prostu nie był sobą- dociera do mnie teraz dlaczego był taki bezczelny i obleśny wobec mnie.
- Dokładnie- teraz kontynuuje Annie- pomyślałam, że zabrałabym Jo do czwórki na pół roku, by w tym samym czasie móc zamknąć Gale'a w jakimś specjalnym ośrodku. Nie stanowiłby już zagrożenia, a Jo czułaby się pewniej. Poza tym u nas w czwórce nie ma śniegu ani mrozu.
 Pół roku to szmat czasu, ale wiem, że nie ma wyjścia. To byłaby dobra terapia dla Jo,a my moglibyśmy nad tym co usłyszeliśmy od Annie trzeźwo pomyśleć.Wiem, że Jo z Annie będzie bezpieczna.Słyszę jak wchodzi do domu i przekręca zamek do drzwi.
- Cześć wszystkim- w głosie Jo słychać zmęczenie i wyczerpanie.
- Jo pozwól na chwilę- Peeta zaczyna lekko podniesionym tonem jaki zarezerwował dla Jo kiedy coś przeskrobie. Chyba wiem w co chce grać i nawet mu się udaje, bo Jo wchodzi do pokoju ze spuszczoną głową i przerażeniem wymalowanym na twarzy.Żal mi jej, ale pozwalam Peecie kontynuować.- A więc razem z Katniss uznaliśmy- tu zawiesza na chwilę głos, a ja się powstrzymuję, żeby się nie roześmiać- że pojedziesz razem z Annie do czwórki- ostatnie słowa wykrzykuje już z radością i swobodą w głosie, a Jo wyraźnie oddycha z ulgą.
- Mówisz poważnie?- Jo trawi to co przed chwilą usłyszała.
- Całkiem poważnie, ale pamiętaj za sześć godzin twój pociąg wyrusza, więc- Peeta w tym momencie przerzuca Jo przez ramię jak worek mąki- idziemy cię spakować.- To kolejna część naszego planu. Ponieważ Jo nie ma letnich ubrań, spakowałam jej moje, które dostałam od Cinny. Były przeznaczone na wielkie upały, a takich nie ma w dwunastce, za to w czwórce jest na odwrót. Kiedy słyszę rozgniewanie i zrezygnowanie, z powodu braku ubrań, w głosie Jo, wiem, że przyszła na mnie kolej. Wkraczam do jej pokoju z dwiema ogromnymi walizkami. Jo zaczyna piszczeć i śmiać się.
- Kocham was- mówiąc to rzuca nam się w ramiona, a ja wiem, że będzie to długie sześć miesięcy.

2 komentarze:

  1. No nareszcie są nowe rozdziały! ;D Cieszę się,że napisałaś aż taki długi rozdział ;) Czekam na następny ;P <3 Pozdrawiam Cię ;*

    OdpowiedzUsuń

Przeczytałeś?Możesz pozostawić po sobie ślad w postaci komentarza ;)